Minął tydzień i powoli opadły emocje z zeszłego czwartku. M. pojechał do miasta wojewódzkiego i... zdał część ustną, czy jak kto woli praktyczną, egzaminu specjalizacyjnego.
Przemyślenia, opinie i obserwacje z perspektywy żony lekarza. Innymi słowy: pacjentka, lekarz i ich dzieci pod jednym dachem.
środa, 26 listopada 2014
czwartek, 30 października 2014
hOOray for bOObies, czyli o CyCuszkach
To nie jest post dla osób, które uważają, że wszystkie badania profilaktyczne należą im się bezpłatnie - refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
środa, 22 października 2014
Egzamin specjalizacyjny, czyli co zrobić, żeby zdać
Kilka miesięcy nad Interną Szczeklika, wieczory spędzone osobno, wiele nieobejrzanych filmów i seriali, kilka nieprzeczytanych książek, parę niedoszłych spotkań towarzyskich, a także trzymanie kciuków przez znajomych i krewnych w różnych częściach świata przyniosło dziś efekt.*
niedziela, 5 października 2014
Bogowie, czyli religia Religi
Recenzja na gorąco - właśnie wróciliśmy z kina po zobaczeniu filmu "Bogowie" o pierwszych w Polsce przeszczepach serca, o profesorze Zbigniewie Relidze i jego niesamowitej ekipie. Czy było warto?
czwartek, 25 września 2014
Cisi bohaterowie są wśród nas, czyli o opiece
Mało kto wie, że M. zajmował się przez parę miesięcy sparaliżowanym od szyi w dół mężczyzną. Był jego jedynym opiekunem - dziennym i nocnym - opiekował się nim kompleksowo. Czego się nauczył przez ten czas? W poprzednim poście wspomniałam o osobach, które zajmują się opieką nad osobami chorymi.
czwartek, 21 sierpnia 2014
Szpital, czyli umieralnia
"Ten szpital to umieralnia." Ile razy to słyszałam. Ba! Pewnie kiedyś i mi zdarzyło się coś takiego powiedzieć. Czy powtarzając te stereotypowe określenie, zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo obrażacie lekarzy i pielęgniarki pracujące w takim miejscu? I czy nie przyszło wam do głowy, jaki smutek wywołujecie u osób, których krewny umarł właśnie w szpitalu?
piątek, 8 sierpnia 2014
sobota, 2 sierpnia 2014
wtorek, 22 lipca 2014
Jestę blogerę, czyli lekcja dystansu
Trzy tygodnie urlopu pozwoliły mi zapomnieć o pracy. Od życia nie dało się odpocząć - w końcu byliśmy na wakacjach ze zbuntowanym dwulatkiem. Przeżyłam dwa 9-godzinne loty i trzy alarmy ostrzegające przed huraganem (w nocy i w trakcie burzy). Zdystansowałam się za to do blogowego świata, choć wydaje mi się, że od samego początku stałam gdzieś z boku, o czym przekonywałam tutaj.
środa, 11 czerwca 2014
Reisefieber, czyli apteczka dla dziecka
W 2011 roku nie pojechaliśmy na wakacje, bo byłam w ciąży. Błąd nr 1: dziś już wiem, że wojaże z maleństwem w brzuchu, to zdecydowanie najwygodniejszy sposób podróżowania z dzieckiem...
niedziela, 25 maja 2014
Co czyta lekarz, co czyta żona lekarza, czyli o specjalizacji
Podobnie jak nasz wygląd, przekonania, wykonywane zawody i charaktery, mnie i mojego męża różnią także upodobania książkowe.
czwartek, 15 maja 2014
7 grzechów głównych lekarzy, czyli to ONI są winni
Prolog:
Drodzy Lekarze! Nienawidzę generalizowania i wrzucania do jednego worka wszystkich medyków (podobnie jak przedstawicieli innych zawodów). Przytoczone przeze mnie przywary nie dotyczą ogółu. W tym poście przeczytacie o negatywnych cechach, bo jak wiecie o dobrych się nie mówi - za nudny (i mało medialny) temat. Zanim oburzycie się na wypisane tu grzechy i grzeszki, spróbujcie spojrzeć na siebie z dystansu.
Drodzy Pacjenci! Przed przeczytaniem tego postu proszę o zapoznanie się z moim wcześniejszym tekstem. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.
środa, 23 kwietnia 2014
Skrzaty, czyli żywot braci malutkich, acz nie maluczkich
Tak, wiem - miało być 7 grzechów głównych lekarzy. Ale spokojnie: trwa intensywny proces myślowy i post się tworzy. Zresztą nie ma to jak podsycać atmosferę oczekiwania. Dziś z okazji Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich daję upust literaturoznawczej miłości do książek. "Skrzaty" autorstwa Wila Huygena z ilustracjami Riena Poortvlieta podglądałam jeszcze jako mała dziewczynka u mojej kuzynki Miss O. Książkę niedawno zakupiłam do własnej kolekcji - nie będę ściemniać, że to dla H., bo jest jeszcze na nią za mała - i chciałabym o tym niezwykłym albumie napisać.
piątek, 18 kwietnia 2014
7 grzechów głównych pacjenta, czyli mea culpa
To taki czas w roku, który powinien nas skłonić do refleksji, więc może warto się pochylić nad własnymi błędami, uderzyć w piersi i wyznać parę przewinień. Oto 7 grzechów głównych pacjentów, z moimi i M. komentarzami.
piątek, 4 kwietnia 2014
Kultura obrazkowa, czyli dlaczego wolę grafftii od reklam
Mimo moich intelektualnych ograniczeń, małomiasteczkowego gustu i drobnomieszczańskiej mentalności lubię od czasu do czasu wyjść poza schemat.
poniedziałek, 24 marca 2014
Pożegnanie z E., czyli moja życiowa porażka
To, co zaraz napiszę nie przychodzi mi łatwo: postanowiliśmy oddać naszego kota.
Niezależnie od tego, co sądzą niektórzy, E. był członkiem naszej rodziny. Decyzja o rozstaniu z nim była jedną z najtrudniejszych w moim życiu. I nie wstydzę się tego napisać: jej podjęcie jest moją życiową porażką.
Niezależnie od tego, co sądzą niektórzy, E. był członkiem naszej rodziny. Decyzja o rozstaniu z nim była jedną z najtrudniejszych w moim życiu. I nie wstydzę się tego napisać: jej podjęcie jest moją życiową porażką.
O nas, czyli kto jest kim (marzec 2014 - aktualizacja)
A. - kulturoznawczyni. Przez rok intensywnie udzielała się jako House Manager/Baby Assistant w firmie Family. Wróciła do pracy zawodowej i spełnia się jako specjalista (który zna się na wszystkim, ale na niczym dokładnie) w domu kultury. Humanistka. Optymistka. Idealistka, ufa ludziom. Rozdarta pomiędzy Desperate, a The Perfect Housewife. Wierzy w zdrowy rozsądek i dystans. Stosuje samokrytycyzm, ale jest przewrażliwiona na swoim punkcie.
sobota, 15 marca 2014
Ale czad, czyli gdy robi się niebezpiecznie
No, mam świra na punkcie bezpieczeństwa. Sorry, takiego mam tatę. Jak się jest córką inspektora BHP, to po prostu ma się to we krwi. I wiecie co? Niektórzy mogą mnie nazywać "przewrażliwioną". Mam to gdzieś. Dokładnie tam.
piątek, 7 marca 2014
Gałgankowy skarb, czyli o pewnej zgubie
Kto miał w dzieciństwie zabawkowego, plastykowego Murzynka*? Ja miałam i bardzo go lubiłam. Uwielbiałam też przeglądać w gazecie przygody Profesora Filutka i jego psa Filusia.
piątek, 28 lutego 2014
Rezydentura, czyli coś się kończy - coś się zaczyna
Dłuuugo mnie (a właściwie nas) nie było, bo sporo się działo. W pracy spektakle, koncerty - koncerty, spektakle, w domu H. i kot (ostatnio głównie on), a poza pracą wniosek i klub. A u M. podejmowanie życiowych decyzji i zmiany, zmiany, zmiany. Panie i Panowie - M. już nie pracuje w szpitalu!
niedziela, 2 lutego 2014
Noc bez księżyca, czyli coś na dobranoc
Jest taka lektura, która towarzyszy nam codziennie. Polecona przez panią bibliotekarkę, wypożyczona i od tego czasu zaczytana prawie na śmierć.
piątek, 24 stycznia 2014
Pod Mocnym Aniołem, czyli o piciu
Słowo się rzekło, a właściwie napisało - obiecałam sobie, że zobaczę "Pod Mocnym Aniołem" Smarzowskiego według prozy Jerzego Pilcha, gdy tylko film wejdzie do kin. Dziś więc pobawię się w recenzenta filmowego (o czym marzyła chyba połowa moich znajomych z kulturoznawstwa - przynajmniej ta, która nie dostała się na filmoznawstwo do Krakowa - tylko takie dziwolągi jak ja chciały iść na specjalizację kulturową, a w końcu wylądowały na literackiej, bo kochają książki).
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Kto się z kim ściga, czyli o sztuce (nie) porównywania się
Czas z H. mogłabym umownie podzielić na dwa okresy: 0-6 miesięcy, kiedy to wszystkim się przejmowałam (ona jeszcze nie podnosi główki/ nie przekręca się / nie przekłada z ręki do ręki itd.) i 6-12, kiedy to odcięłam pępowinę i zaczęłam trochę odpuszczać.
czwartek, 16 stycznia 2014
Genetyczny bliźniak, czyli czy gdzieś tam jesteś?
Nie podniecam się Dodą, nie mam ciuchów od Paprockiego, ani nie kocham się w Młodym Stuhrze (no dobra, to ostanie nie jest do końca prawdą...). Ale jest coś, co łączy wszystkie te osoby i sprawia, że je podziwiam.
czwartek, 9 stycznia 2014
Nyktalopia, czyli zrobieni na szaro
Jak niektórzy z was wiedzą, od stycznia wróciłam do pracy na cały etat. Oprócz niewątpliwych korzyści, jakie niesie ze sobą ta sytuacja (na przykład dłuższa przerwa lunchowa), występują także pewne niedogodności.
niedziela, 5 stycznia 2014
Terroryzm, czyli make peace not war!
Jest jedna sprawa, która mnie bardzo irytuje. Mianowice zestawianie słowa "terrorystka" z pewnym procesem zachodzącym w ciele matki. Nie będę go tu wprost nazywać, bo nie chcę nawet, żeby oba słowa znalazły się obok siebie. Ale jestem przekonana, że wszystkie mamy wiedzą o co chodzi. A tatusiowie też się domyślą - przynajmniej powinni.
środa, 1 stycznia 2014
2014, czyli ups mamy Nowy Rok!
Wigilia u doktorostwa minęła szybko (H. zażądała jedzenia jeszcze przed pierwszą gwiazdką) i smacznie (upiekłam pstrąga, z czego jestem niezwykle dumna, a co okazało się wcale nie takie trudne). Była też mała wpadka - popsuło się nam wysłużone żelazko (poprzednio dwa razy reanimowane), więc na świątecznym stole zabrakło obrusa, ale czy to ważne?
Sylwester zapowiadał się domówką u sąsiadów, a skończył ... domówką u nas. Spędziłam go z H., bratem i bratową (jesteś nią, jesteś!). Bardzo się z tego cieszę, mimo że magiczną godzinę 24.00 przeleżałam w łóżku, trzymając H. za rączkę. Było to jednak niepotrzebne, bo mała spała twardo mimo huków na zewnątrz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)