wtorek, 26 lutego 2013

Tarczyca, czyli gardłowa sprawa

Miały się tu nie pojawiać opisy poszczególnych przypadków medycznych, ale ponieważ chodzi o mnie, rasową hipochondryczkę, to popełnię wyjątek.

Jakiś czas temu moja mama wpatrując się we mnie uważnie, zapytała czy nie mam powiększonej tarczycy. Spojrzałam do lustra - rzeczywiście szyja jakby grubsza. Myślałam jednak, że to "pociążowe" sadełko. Wieczorem poprosiłam o konsultację M. Pooglądał, pomacał, zrobił poważną minę i zalecił spotkanie z endokrynologiem. 

Lekarka w szpitalu pooglądała, pomacała, potwierdziła powiększenie tarczycy i zrobiła badanie USG, a tam... guzek! Zasugerowała biopsję. Wyszliśmy z gabinetu i spojrzeliśmy na siebie. Zacytowałam ulubione powiedzonko M. ("Nie ma ludzi zdrowych - są tylko niezdiagnozowani"), a M. odpowiedział moim ulubionym "Żona szewca bez butów chodzi". Korzystając z tego, że H. pilnuje babcia, postanowiliśmy jeszcze szybko pobrać krew do badania.

Wynik badania TSH był prawidłowy. Dobra wiadomość była taka, że nie mam ani nadczynności, ani niedoczynności tarczycy. Tylko ten guzek... Czekałam więc na termin biopsji. 

Pobranie komórek z guzka nie było bolesne, może tylko nieprzyjemne, w końcu nieczęsto wbijają ci igłę w szyję. Wyniki były następnego dnia. Dziś w końcu z ulgą mogę napisać - na razie wszytko w porządku. Guzek do obserwacji. 

Klikając tutaj można sobie szerzej poczytać o badaniach tarczycy.


Przy okazji - tak o wyniku biopsji informował smsem moją mamę M.:

"Biopsja OK. Guzek koloidowy."

A tak ja:

"Biopsja OK. Guzek łagodny."

 I jak tu nie uczyć lekarzy mówić po ludzku?

poniedziałek, 11 lutego 2013

Bal Lekarza, czyli koniec karnawału

Czas: styczniowy wieczór
Miejsce: sypialnia A.M.H  (E. wstęp wzbroniony)


M. - Ej, A. Może byśmy się wybrali na Bal Lekarza?
A. - Co?!
H. - bulp [ulewa]
Głos z offu (dokładnie nie wiadomo do kogo należy) - Możesz to wytrzeć, bo wsiąknie?
A. - To ja ci od sześciu lat truję głowę, żebyśmy poszli, a ty mi teraz proponujesz? Teraz, kiedy donosiłam i urodziłam H. i nie mieszczę się w żadną z moich sukienek? TERAZ?!
M. - ... (nerwowo szuka w myślach innego tematu, nie znajduje, milknie)
H. - hehe!





Nie muszę chyba dodawać, że nie poszliśmy ani na ten bal, ani na żaden inny? Ale może to i lepiej, bo pewnie wieczór wyglądałby jak ten tu ... 

piątek, 8 lutego 2013

Szczepić albo nie szczepić, czyli oto jest pytanie (część II)

Szczepienia małych dzieci wzbudzają wiele kontrowersji. W komentarzach pod prawie każdym tekstem o szczepionkach trwa pyskówka pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami kłucia. 

Mitów na temat szczepionek jest mnóstwo. Ani M. (który wciąż powtarza, że leczenie dzieci to zupełnie inna bajka niż leczenie dorosłych), ani tym bardziej ja, nie czujemy się odpowiednimi osobami do obalania tych przesądów. Jednak znajomi pytają o nasze zdanie w tej sprawie. Podeprę się więc autorytetem naukowca, którego tekst na temat szczepień znalazłam w Medycynie Praktycznej (specjalistyczny portal, którego wydawnictwa prenumeruje 99% lekarzy, więc chyba można mu zaufać) i skomentuję kilka najczęściej powtarzających się fałszywych teorii:

1. Nasi rodzice i dziadkowie dostawali mniej szczepień i byli zdrowsi.

Bzdura! Tak, szczepień faktycznie było mniej, ale umieralność niemowląt wynosiła wtedy 100 na 1000. Moja babcia straciła siostrę i brata - zmarli na krztusiec/koklusz nie doczekawszy 1-go roku życia. Współcześnie śmiertelność zmalała do 6 na 1000. Liczby mówią same za siebie. 

2. Lepiej zachorować i zdobyć odporność naturalnie, niż wszczepić sobie bakterie.

Jasne, można wziąć udział w "ospa party" i liczyć na to, że nie będzie śmiertelnych powikłań. Bezpieczniej jednak zdobyć taką samą, naturalną odporność w kontrolowany sposób. Poważne niepożądane objawy są w tym przypadku znacznie rzadsze.

3. Szczepionki zawierają toksyczną rtęć i powodują uszkodzenia mózgu.

Więcej niebezpiecznej rtęci można znaleźć w tuńczyku, niż w skojarzonej szczepionce przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi. Ta niewielka ilość zawarta w niektórych szczepionkach według wszystkich organizacji zdrowia nie jest niebezpieczna dla zdrowia. 

4. Szczepionki powodują autyzm.

Jakiś facet w Anglii opublikował takie twierdzenie, które w 2011 obaliło i okrzyknęło fałszerstwem naukowym wielu badaczy. Autyzm ujawnia się zwykle w 18-24 miesiącu życia i zbiega się z podawaniem szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce, dlatego niesłusznie uważany jest za następstwo szczepienia.

5. Duża ilość szczepionek naraz osłabia odporność i powoduje choroby.

Żadne badania tego nie potwierdziły. Dziecko ma kontakt z ogromną ilością wirusów i bakterii każdego dnia, te zawarte w szczepionkach są o wiele bezpieczniejsze.

Uff, to była teoria. Zainteresowanych odsyłam do oryginalnego tekstu, który można przeczytać klikając tu. Przy okazji polecam też bezpłatną aplikację MP na androida "Moje dziecko" - przetestowałam, czytam sobie wieczorami jak nie mogę zasnąć, bo M. chrapie.

A teraz praktyka:

Nasze zdanie (moje i M.) jest takie, że korzyści ze szczepionek są o wiele większe niż ryzyko ewentualnych powikłań. Bo trzeba uczciwie powiedzieć, że jakieś ryzyko jest. Tak jak w przypadku każdego innego leku możliwe są niepożądane objawy. Dlatego żaden lekarz nigdy nie da gwarancji, że akurat u waszego dziecka nie wystąpią komplikacje. Ze statystyk jednoznacznie wynika, że powikłania poszczepienne są rzadkie. To pewnie nie pociesza rodziców, których pociechy ucierpiały w wyniku szczepień (choć my osobiście nie znamy takich). W naszej opinii gra jest warta świeczki. 

Jeśli chodzi o szczepienia obowiązkowe to stwierdziliśmy, że tu nie ma dyskusji - kłujemy. Co do zalecanych, to powiem tak: ostateczna decyzja należy do rodziców. Trzeba mieć świadomość, że nie chronią przed wszystkimi możliwymi przyczynami chorób. My ze względu na pracę M. (codzienny kontakt z wirusami i bakteriami), po konsultacji z pediatrą, zdecydowaliśmy się na cały pakiet. I to tych skojarzonych, typu 6 w 1 . Co nie znaczy, że pojedyncze są gorsze. Mój gin porównując kiedyś dwa leki, droższy i tańszy, powiedział, że są jak dwa samochody - luksusowy i zwykły - obydwoma dojedziesz, ale w innych warunkach. Nie ma więc co panikować, jeśli nie stać was na skojarzone. Bo trzeba przyznać: wychodziliśmy z poradni dziecięcej lżejsi o 500 zł, ale obiecaliśmy sobie, że na leczeniu i pieluchach (chodzi o częstotliwość ich zmieniania, nie producenta) dla H. nie będziemy oszczędzać. Becikowe, kasa z ubezpieczenia i prezenty mieszczące się w kopertach poszły więc na szczepienia. Ale mogliśmy sobie na to pozwolić też z tego powodu, że większość ciuszków dostaliśmy od rodziny, przyjaciół i znajomych, w kosmetyki oraz dziecięce oprzyrządowanie zaopatrują nas dziadkowie, a wujkowie i ciocie są niewyczerpanym źródłem zabawek.

Za nami więc szczepienia obowiązkowe oraz pneumo, przed nami kolejne obowiązkowe i meningo, a także ospa, WZW A, KZM i może grypa. Czy mamy nieuzasadnione obawy szczepiąc H.? Ja - tak. M. moje lęki pomija (pogardliwym?) milczeniem. W każdym razie  obydwoje uważamy, że komuś trzeba zaufać, a ludzie dopuszczający szczepionki do użycia znają się na swojej robocie.

A na koniec wyznanie: nie udało nam się zaszczepić H. przeciwko rota, bo ... przegapiliśmy termin. Piszę o tym nie bez wstydu dlatego, żeby pokazać, że nawet całkiem poukładanemu lekarzowi i jego mniej rozgarniętej żonie zdarzyło się zagubić w terminarzu sczepień, mimo przeczytania mnóstwa ulotek, książeczek i kalendarzyków, w które wyposażyła nas poradnia dziecięca. Trudno, zamiast tego musi wystarczyć dokładny prysznic M. jak tylko wraca po pracy do domu.


niedziela, 3 lutego 2013

Szczepić albo nie szczepić, czyli oto jest pytanie (część I)

Wracam do tematu grypy, o której pisałam tu Dziś parę słów o szczepieniach.

Większość ludzi wierzy, że istnieje silne lobby firm farmaceutycznych, które straszą nas chorobami i wymuszają kupowanie szczepionek. Ja jestem natomiast przekonana o istnieniu o wiele bardziej niebezpiecznej grupy nacisku - antyszczepionkowcach. I o ile jestem w stanie zrozumieć motywację pierwszych (to w końcu przedsiębiorstwa, które muszą wygenerować zysk, co w tym dziwnego, że chcą zarobić?), to nie potrafię zrozumieć do czego dążą ci drudzy. Zależy im na powrocie chorób, które medycynie udało się pokonać?!

Co warto wiedzieć o szczepionce przeciwko grypie? Że nie chroni przed grypą! Zaskoczeni? Najgorsze w tej chorobie są jej skutki, czyli ewentualne powikłania. Szczepionka ma zmniejszać ich ryzyko. Dlatego rozważyć kłucie (można to robić przez cały rok, choć przyjęło się, że jesienią) powinny osoby starsze, rodzice dla swych dzieci, pacjenci z przewlekłymi chorobami płuc i serca. Myślę, że także ludzie pracujący w miejscach publicznych: szkołach, szpitalach, urzędach. Skład remedium przeciwko grypie jest co roku modyfikowany, co jest sensowne, bo grypa szybko mutuje (tegoroczna szczepionka zawiera szczepy wirusów z zeszłego roku). 

M. szczepi się przeciwko grypie. Dba o to poradnia, w której pracuje. Podoba mi się ta inicjatywa, bo chory lekarz to żywa antyreklama przychodni. Ja z kolei nigdy się nie szczepiłam. Uznałam, że nie ma na razie takiej potrzeby, gdyż od kilku lat przechodzę okres jesienno-zimowy bez większych komplikacji chorobowych. Nie wykluczam jednak szczepienia się w przyszłości.

Grypa to taki medialny temat. Co roku ta sama śpiewka w wiadomościach. Zgony, pandemia, kolejki w przychodniach. Jednym słowem: straszą. Czy słusznie? Fakty są takie, że nie każde przeziębienie to grypa, ale nie można jej lekceważyć, bo przecież czasami powikłania mogą być śmiertelne. 


Ciekawa jestem - szczepicie się?

Tu można kupić mikroby

Przy okazji - polecam film "Epidemia strachu" ("Contagion") o szybko rozprzestrzeniającym się wirusie. Po pierwsze, jak to mówimy z M., grają w nim "wszyscy" (Kate Winslet, Matt Damon, Jude Law, Gwyneth Paltrow, Marion Cotillard), po drugie znajdziecie tam i żądne pieniędzy koncerny farmaceutyczne, i poświęcających się dla dobra ludzkości naukowców, dobrych i złych lekarzy, pracowników WHO, przerażonych i zagubionych pacjentów, a nawet "niezależnego" blogera.  Pada tam zresztą interesująca kwestia: "blogowanie to nie dziennikarstwo, to graffiti ze znakami przestankowymi" ...