sobota, 28 września 2013

Chłopiec czy dziewczynka, czyli o wyższości jednej płci nad drugą (kompleksy polskie część pierwsza)

Będąc z ciąży na wieść o tym, że noszę w brzuchu dziewczynkę, usłyszałam coś w stylu: "Fajnie fajnie, ale chłopak jeszcze musi być." Powiedziały mi to dwie różne osoby: w innym wieku, z różnymi doświadczeniami i wykształceniem. Tak się złożyło, że łączyło ich tylko to, iż obaj byli ojcami synów i na moje oko wyznawali totalny patriarchat. 

Ja się pytam: O CO CHO?! Żyjemy w Chinach, czy co? I jeszcze te gadki o przedłużeniu rodu (arystokracja to, czy szlachta może?), kontynuacji nazwiska (tak jakby kobiety nie mogły zostawać przy swoim nazwisku panieńskim), wyższości mężczyzn nad kobietami... A już zupełnie powalają mnie przekazywane sobie z ust do ust "pewne" metody na spłodzenie potomka płci męskiej. Ludzie, litości!

Jak to dobrze, że M. nie ma kompleksów i mimo tego, że nie zbudował domu, nie posadził drzewa (tuje się chyba nie liczą, co?), ani nie spłodził syna, czuje się prawdziwym mężczyzną.

Od czego zależy płeć z punktu wiedzenia medycyny, a dokładniej genetyki? W skrócie od tego, który plemnik zdoła wniknąć do komórki jajowej - niosący chromosom Y (poczyna się chłopiec), czy ten niosący chromosom X  (dziewczynka). Dla jednych czysta biologia i chemia, dla innych przypadek, jeszcze inni będą wierzyć w moc sprawczą siły wyższej. 

Jakiś czas temu napisałam gdzieś, że fajnie mieć dziewczynkę. Ale nie muszę mieć chłopczyka, żeby wiedzieć, że tak samo fajnie mieć synka, jak i córkę. To dla mnie oczywiste, jasne, naturalne. 

I tak sobie ostatnio myślę, że o tym, która płeć jest lepsza od drugiej mogą dyskutować tylko osoby, które:
1. nie mają własnych dzieci
2. mają dzieci, ale nigdy nie drżały o ich zdrowie i życie
3. mają, drżały, ale są po prostu ...

Wiem, że powiedzenie "nieważne co, byleby było zdrowe" jest wyjątkowo zgrane, ale przecież jednocześnie takie trafne. Bo kiedy wspominam o tym, co H. kiedyś przeszła i myślę o tym, co teraz przechodzi malutki N., to utwierdzam się tylko w przekonaniu, że te rozważania o płci są bzdurne! To cudowne, że jesteśmy tacy RÓŻNI I RÓWNI!


PS Grzecznie więc proszę - jeśli będę w drugiej ciąży - darujcie sobie hasło: "No. To teraz do pary musi być chłopak!"


Zainteresowanych tematem odsyłam do bloga Piegowatej Ewy o TU trzeba kliknąć. Mój post został nazwany "cudownym", więc muszę, po prostu muszę, zamieścić tu odnośnik do tego tekstu;)

czwartek, 19 września 2013

Pogromcy Mitów Medycznych, czyli zmierz się z faktami



Dziś krótko, bo myślami jestem bardzo daleko, za Oceanem...

Jakiś czas temu ktoś wrzucił link do mojego posta o szczepieniach na pewien portal medyczny, tytułując mój tekst jako "głos laika" (bardzo zresztą trafnie). Linkować tego posta wyjątkowo nie będę, bo i tak ma setki wyświetleń. Cóż, temat ważny i kontrowersyjny.

W każdym razie w ten sposób poznałam portal www.pogromcymitowmedycznych.pl


Piszą o swojej misji tak:


"Portal Pogromcy Mitów Medycznych to nowatorski projekt internetowy, tworzony wspólnie przez specjalistów i internautów, mający na celu obalanie nieuzasadnionych poglądów na temat zdrowia. Mit, w rozumieniu twórców portalu, to fałszywe twierdzenie powstałe z przesądów, uprzedzeń i niesprawdzonych informacji. Mity powielane w dyskusjach i na forach internetowych, przenikają do świadomości społecznej i rozprzestrzeniają się szybko niczym wirus. Część obiegowych opinii na temat zdrowia, nawet jeśli wydają się absurdalne, mają swoje uzasadnienie w medycynie i są faktami. Jednak większa część to mity, które wprowadzają nas w błąd, a stosowanie ich w leczeniu czy profilaktyce może prowadzić do trwałego uszkodzenia zdrowia. Wszystkie twierdzenia dotyczące zdrowia, pojawiające się na naszym portalu będą poddawane weryfikacji, w celu ustalenia, czy są prawdą czy fałszem. 

Do współpracy w ramach portalu Pogromcy Mitów Medycznych zapraszamy lekarzy różnych specjalizacji, a także studentów medycyny oraz wszystkich internautów zainteresowanych tematem zdrowia. Chcemy propagować wymianę doświadczeń i wiedzy, zarówno w sprawach chorób, jak i w codziennych kwestiach dotyczących naszego trybu życia i zdrowego funkcjonowania. Doświadczenie i autorytet naszych ekspertów, którzy będą moderować artykuły i wypowiedzi pojawiające się na portalu, stanowi gwarancję najwyższego poziomu merytorycznego wniosków, jakie będziemy wyciągać z dyskusji, toczących się na stronach nowego portalu."

Dla tych, którym się nie chce czytać tekstu powyżej - obrazki, czyli filmik propagandowy:


Ciągle sobie obiecuję, że poczytam artykuły na portalu, ale jakoś wciąż jest coś ważniejszego do zrobienia. Dlatego polecam trochę w ciemno, ale myślę, że jeśli interesuje was tematyka medyczna (a sądzę, że skoro tu zaglądacie, to tak - chyba, że to czysty voyeuryzm, hmm?), to znajdziecie tam sporo interesujących materiałów. 









niedziela, 8 września 2013

Sex, drugs and rock&roll, czyli o pasjach lekarzy

M. ma pięć pasji:
1. córeczka,
2. żoneczka (na tym etapie życia łaskawie godzę się na drugie miejsce),
3. utrzymywanie porządku,
4. tennis ziemny,
5. kolekcjonowanie porsche 911.

W piątek i sobotę uczestniczył w swoim pierwszym "branżowym" turnieju tenisowym. Zajął trzecie miejsce w swojej kategorii grupowej i drugie w deblu. Pękamy z dumy. 

Okazja ta zmobilizowała mnie do napisania paru słów o pasjach lekarzy. Przeglądając gazety lekarskie prenumerowane przez M., zauważyłam że lekarze bardzo chętnie oddają się hobby i to mimo ustawicznego zapracowania. Wędkują, latają, uprawiają sporty, ale i piszą, malują, śpiewają. To chyba wynika ze specyfiki tego zawodu. Wierzcie mi: po przyjściu z pracy opowiadanie o niej to ostania rzecz na którą M. ma ochotę. 

Medycy łączą się w pary najczęściej z innymi lekarzami (ewentualnie z osobami z ich środowiska: pielęgniarkami, laborantkami, farmaceutkami, przedstawicielkami farmaceutycznymi).  Nie wynika to jednak z chęci zamknięcia się w swojej kaście, tylko z prozaicznego powodu, że związki rodzą się zwykle na studiach. Jeśli tam się nie uda kogoś poznać, to potem już tylko w pracy, bo czasu by gdzieś wyjść zwykle nie ma. Przy okazji nieformalnych spotkań z innymi lekarzami zauważyłam, że większość z nich to prawdziwi pracoholicy i między sobą mogą opowiadać o robocie bez przerwy. Zwykle jestem jedyną w towarzystwie "nie-lekarką" i nic nie rozumiem z ich medycznego bełkotu, więc śmiertelnie się nudzę. Lekarz z pasją w takiej grupie to dla mnie prawdziwe wybawienie, bo można z nim pogadać o czymś więcej niż o babie, co to do niego przyszła.


Co z tego wynika dla nas pacjentów? Wybierajcie lekarzy z pasją. Hobby pomaga zapomnieć, odstresować się, zdystansować i zrelaksować. Szczęśliwy lekarz = zadowolony pacjent. Nie namawiam was do wyrecytowania jednym tchem przy następnej wizycie: "Dzieńdobrybolimniegardłoaprzyokazjimapanjakąśpasję?". Ale jeśli kiedyś będziecie się wahać pomiędzy doktorem posiadającym hobby, a takim który żyje tylko swoją pracą - to wybierzcie tego pierwszego.


Aha i jeszcze jedno gwoli wyjaśnienia: M. zbiera porszaki, ale (na razie, hehe) modele w skali 1:18. Wszystkich zainteresowanych tematyką motoryzacyjną w kontekście medycznym informuję, że post "Pokaż lekarzu, co masz w garażu" się pisze.
Aktualizacja z 11.10.2013 - post ów znajdziecie klikając tutaj