niedziela, 30 czerwca 2013

Bulteriery, atleci i dzidziuś, czyli miłość do literatury wyssana z mlekiem matki

Kończąc czerwcowy wątek dziecięcy polecę wam moje (obecnie) ulubione książki dla H. Nie robię nic oryginalnego, bo na blogach mam znajdziecie dużo recenzji książeczek dla dzieci. Jednak bezpośrednim powodem do napisania tego posta był artykuł Dominiki Więcławek "Strzeżcie się durnych książeczek", który możecie przeczytać klikając tu. Zgadzam się z autorką, ale nie zrozumcie mnie źle - każdy książkowy prezent przyjmiemy z otwartymi ramionami. H. bowiem uwielbia przeglądać książeczki. Nie żebym udawała, że mam genialne dziecko, albo przypisywała sobie zasługi we wczesnej edukacji swojej córki. Po prostu H. tak ma i każdy kto ją widział wie, że z pudełka z zabawkami najczęściej wyciąga te papierowe. Mamy więc w domu przykłady prawie wszystkich z wymienionych  w artykule "durnych książeczek", ale dziś chciałabym wam napisać o zgoła innych, prześmiesznych, moich (i H. też) ukochanych:

1. Ola Cieślak "Od 1 do 10" 
  
Jak nie pokochać książki w której "cztery krępe bulteriery demonstrują złe maniery"?

2. Janusz Minkiewicz "Od A do Z"
Wiersz i rysunki z 1959 roku - I love retro!

3. Soledad Bravi "Księga dźwięków"
Z której można dowiedzieć się nie tylko jak robi dzidziuś, ale i ... 
gniazdko elektryczne.



Książki są świetnie wydane: na początku na plus zaskakują ich wymiary (1 i 2) oraz grubość (3), następnie ilustracje - zabawne, kolorowe, stylizowane na dziecięce rysunki (1 i 3), narysowane charakterystyczną kreską (2). A teksty powaliły mnie na kolana! Czyta się i ogląda bardzo przyjemnie, a najważniejsze że książka potrafi zainteresować i dziecko, i rodzica. 

Prawdopodobnie już jutro Pan Listonosz przyniesie kolejną perełkę - "Różnimisie" Agaty Królak - już nie możemy się doczekać! 

Wszystkie pozycje opublikowało Wydawnictwo Dwie Siostry, ich stronę znajdziecie pod adresem www.wydawnictwodwiesiostry.pl. Zobaczycie tam okładki polecanych przeze mnie dzieł. Książki rekomendowane są od 3 roku życia, ale spokojnie można je "użytkować" wcześniej.

Żona młodego lekarza i młody lekarz zalecają: czytajcie książki dzieciom!


niedziela, 23 czerwca 2013

Dzień Ojca, czyli córeczka tatusia

Kiedy H. przyszła na świat, M. spędził z nami trzy tygodnie swojego urlopu. Potem musiał wrócić do pracy i pomagała mi moja mama. Nastąpił dłuuugi okres niekończących się dni, podczas których ja "siedziałam w domu" z H., a M. pracował, pracował i pracował. W szpitalu, poradni i na dyżurach. Więc nieustannie mu trułam: "Kiedy weźmiesz urlop ojcowski? Mówiłeś już szefowi? Złożyłeś już wniosek? Wiesz, że masz czas tylko do pierwszych urodzin dziecka? To w końcu weźmiesz, czy nie weźmiesz?!". A M. z niewzruszonym spokojem odpowiadał, że weźmie, weźmie. I... stało się! W czerwcu spędziliśmy bardzo fajne dwa tygodnie. I jak ze wszystkim, tak i w tym wypadku M. miał rację, żeby trochę poczekać z ojcowskim. H. troszkę podrosła, jest z nią lepszy kontakt, a my staliśmy się bardziej mobilni. Co prawda przez pierwszy tydzień lało non stop, a w drugim H. dostała swojego pierwszego kataru, ale to nie przeszkodziło nam w planach. M. robił przy małej absolutnie wszystko, a ja mogłam się zająć od dawna odłożonymi i czekającymi na lepsze czasy sprawami. Pod koniec M. wyglądał jakby był 336 godzinę na dyżurze, zmęczonym głosem stwierdził, że z urlopem nie miało to nic wspólnego, ale przed wyjściem do pracy zostawił swojej córce liścik...


Wszystko co dobre szybko się kończy i M. ponownie rzucił się w wir obowiązków. Dziś w Dzień Ojca również nie ma go z nami. Ale H. postanowiła zrobić mu prezent i w wigilię święta po raz pierwszy samodzielnie stanęła w łóżeczku. Mamy przy tym nie było, miała wychodne i bawiła się na mieście, ale gdyby była, to nie byłby prezent dla tatusia, prawda?

No, a jak jutro tata wróci do domu, to czeka na niego jeszcze jedna niespodzianka.



środa, 19 czerwca 2013

Córka młynarza, czyli chroń skórę dziecka kremem z filtrem

Rodzina i znajomi myślą chyba, że lubię się opalać. A ja nie cierpię się opalać, za to lubię być opalona, a to znacząca różnica. Na szczęście odkąd parę lat temu odkryłam fajny balsam brązujący (nie samoopalacz, balsam!), opalam się tylko mimochodem, przy okazji pielenia grządek. Jednak zawsze przed wyjściem używam kremów z filtrem, podobnie jak i M., ponieważ obydwoje mamy dużo znamion, pieprzyków i piegów (przy okazji: kocham pieguski!). 

H. smarujemy bezwzględnie i bezwarunkowo najwyższym z możliwych filtrów 50+. Nie tylko dlatego, że ma skórę przeźroczystą jak pergamin, włosy blond jak Herr Flick, a brwi i rzęsy tak jasne, że prawie ich nie widać. Dzieci po prostu trzeba chronić przed słońcem! Trwa fala upałów, a astronomiczne lato dopiero przed nami, warto więc pamiętać by:

1. Unikać słońca pomiędzy 11.00 a 15.00.

2. Na wolnym powietrzu starać się przebywać w cieniu. 

3. Pamiętać o czapce (najlepiej z daszkiem lub z rondem).

4. Podawać dużo napojów, najlepiej wody. 

5. Na ok. 30 minut przed wyjściem nałożyć na całe ciało odpowiedni krem z filtrem. 

Jaki krem wybrać? Jest to szczególnie istotne w przypadku dzieci poniżej 6 miesiąca życia. Dla nich stworzono specjalne preparaty. Polecam analizy składów kremów autorstwa blogerki Sroki (chemik z wykształcenia):


Znajdziecie tam wiele kosmetyków przeznaczonych dla najmłodszych i krótką opinię autorki (także w komentarzach pod postem). Można przejrzeć, przeczytać (ewentualnie doczytać gdzieś indziej), zastanowić się, wybrać (są z różnych pólek cenowych), kupić i najważniejsze: stosować! Sama często zaglądam do jej badań - miło od czasu do czasu poczytać kogoś, kto się zna na tym, o czym pisze. Jej wpisy nie są sponsorowane - chyba, że pisze tekst reklamowy, ale wtedy wyraźnie zaznacza to w poście. Sroka swoje obserwacje poprzedza stwierdzeniem: "Analizy są moją subiektywną oceną kosmetyków. Analizuję tylko pełne składy INCI. Kieruję się swoimi zasadami bezpieczeństwa. Wiedzę o składnikach czerpię z dostępnych publikacji naukowych." 

Jasne, że nakładanie kremu na wiercące się, wyrywające, a czasem wrzeszczące wniebogłosy dziecko, to żadna przyjemność (zarówno dla rodzica, jak i dziecka). H. na widok tubki z kremem zaczyna wrzeszczeć jakby była w niej woda święcona (kto był na chrzcie ten wie, o co chodzi), ale nigdy nie opuszczam tego rytuału przed wyjściem na dwór. 

Co jednak zrobić jeśli już dojdzie do oparzenia? Skóra jest wtedy zaczerwieniona, ocieplona, piecze i boli, mogą się pojawić pęcherzyki.

W domu możemy zastosować pierwszą pomoc: 

1. Ochłodzić oparzoną skórę - stosujemy chłodzące okłady (np. pieluszka tetrowa zamoczona w wodzie) lub kąpiele w chłodniejszej, ale nie zimnej (!!!) wodzie, najczęściej jak to możliwe – to przynosi ulgę. 

2. Nie nakładamy tłustych kremów, nie robimy opatrunków.

3. Można użyć preparatów łagodzących.

4. Unikajmy słońca do czasu wygojenia. 

5. Doraźnie można stosować leki przeciwbólowe, np. paracetamol doustnie. 

Kiedy jednak należy zgłosić się do lekarza? 

1. Jeśli skóra jest bardzo poparzona, występują rozległe pęcherze. 

2. Jeśli pojawiła się gorączka, dziecko jest nadmiernie senne, osłabione. 

Mam jednak nadzieję, że weźmiecie sobie do serca to, jak ważna jest ochrona skóry i nie będziecie musieli tych rad stosować w praktyce (a potem tłumaczyć się lekarzowi, czemu dopuściliście do oparzeń...) 


PS Zaleca się, by krem z filtrem używać tylko przez jeden sezon, a potem wyrzucić, bo filtry się "ulatniają" - nie wiem, czy to tylko wymysł żądnych naszej kasy producentów kosmetyków, czy rzeczywiście tak jest (nie jestem w stanie tego stwierdzić), ale na wszelki wypadek, co roku kupuję nowy krem - na tym nie warto oszczędzać.


Pisząc post korzystałam z artykułu, który znajdziecie klikając tu


czwartek, 6 czerwca 2013

Odrodzona rodzicielka, czyli 10 zasad wychowawczych

Pozostając w czerwcowym, dziecięcym klimacie:

"Odrodzona" to tytuł pierwszego tomu dzienników Susan Sontag. Po jej śmierci opublikował je (nie bez wahania, bólu i smutku, o czym szczegółowo napisał w przedmowie) jej syn - David Rieff. 

Oto, co Susan zapisała sobie we wrześniu 1959 roku, myśląc o Davidzie: 

1. Postępuj konsekwentnie.
2. Nie mów o nim w jego obecności (np. nie opowiadaj związanych z nim zabawnych historyjek).
3. Nie chwal go za coś, czego sama nie uznałabyś za dobre.
4. Nie karć go za coś, na co mu pozwolono.
5. Typowy codzienny rozkład zajęć: jedzenie, praca domowa, kąpiel, zęby, pokój, bajka, łózko.
6. Nie pozwól mu na zawłaszczanie mnie, kiedy jestem wśród innych.
7. Zawsze mów dobrze o jego tacie. (Żadnych min, westchnień itp.)
8. Nie zniechęcaj go do fantazjowania.
9. Uświadom mu, że dorośli mają swój świat, którym nie powinien się interesować.
10. Nie zakładaj z góry, że jeśli sama czegoś nie lubisz (kąpiel, mycie włosów), to i on tego nie lubi.

Podpisuję się pod każdym z punktów. Chciałabym o nich pamiętać wychowując H.



PS Mikołaju, Gwiazdorze, Aniołku, Dzieciątko - bardzo dziękuję za ten bożonarodzeniowy prezent :* 
Na urodziny poproszę tom II  ;)



sobota, 1 czerwca 2013

Dobry pediatra, czyli świętujemy Dzień Dziecka

Jak wiadomo, dzieci lubią chorować w najmniej odpowiednich momentach, na przykład o 2.00 w nocy z soboty na niedzielę dostają 40-stopniowej gorączki. Właśnie wtedy przydaje się dobry pediatra. A tych coraz mniej. Średni wiek pediatry w Polsce to 58 lat. Młodzi lekarze niechętnie wybierają tę specjalizację. Dlatego pediatria została wpisana na listę tzw. "specjalizacji priorytetowych" - rezydenci (lekarze zatrudnieni w szpitalach i finansowani przez Ministerstwo Zdrowia), którzy ją wybiorą, mają dostać więcej pieniędzy od kolegów. Miejsc na rezydenturze też ma być więcej niż dotychczas. Nim jednak nowi specjaliści zdążą się wykształcić minie parę lat, dlatego pozwolę sobie dokonać pewnej trawestacji: 

śpieszmy się kochać [dobrych] pediatrów tak szybko odchodzą [na emeryturę].


Więcej o stanie pediatrii w Polsce możecie przeczytać tu.