czwartek, 4 sierpnia 2016

Wspomaganie, czyli co brać, żeby nie zwariować

W zasadzie wszyscy w blogosferze już się na ten temat wypowiedzieli. Szczególnie ci, którzy w ogóle się na tym nie znają i nie mają odpowiedniego wykształcenia. To zupełnie tak jak ja - dlatego nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby wtrącić i moje trzy grosze.

Suplementy diety. Nie mylić z lekami, bo to nie to samo, choć niestety reklamy owych środków sugerują często coś innego. 

Po pierwsze: brać czy nie brać? Moim zdaniem brać, ale ze wskazań i pod opieką lekarza. W uzasadnionych przypadkach - gdy na coś chorujemy (szczególnie przewlekle), gdy badania wykazały brak witamin, gdy przechodzimy trudny okres zdrowotny (jesienią, zimą), gdy narażeni jesteśmy na zachorowania i podczas szczególnych sytuacji w naszym życiu - np. w ciąży.

Po drugie: działają czy nie działają? Nie wikłając się w temat wchłanialności (lub jej brak) przeróżnych witamin - ja uważam, że brane rozważnie mogą wspomóc. Nie powinniśmy jednak wierzyć, że "magia" w pastylce zastąpi zdrowy styl życia lub naturalne witaminy znajdujące się w owocach czy warzywach.  

Po trzecie: rozwój medycyny czy spisek firm farmaceutycznych? Gdy słyszę, że koncerny chcą zniszczyć nasze zdrowie wciskając nam kolejne suplementy, to ogarnia mnie pusty śmiech. Czy rzeczywiście ktoś nas zmusza do łykania tabletek, czy może sami je namiętnie kupujemy? Dlaczego Polacy uważani są za lekomanów i wciąż znajdują się wysoko w rankingach sprzedaży suplementów? A takowe można kupić nie tylko w aptece, ale i w każdym hiper- i supermarkecie, na stacjach benzynowych, a nawet w każdym wiejskim sklepiku.

Po czwarte: realne potrzeby czy siła reklamy? Czy rzeczywiście każdy niejadek potrzebuje wspomagacza apetytu? Czy palaczowi pomoże pastylka na kaszel? Czy pijąc syropek pozbędziemy się problemu niespokojnych nóg? 


Z kolei M. uważa, że organizm sam nam podpowie czego mu brakuje i sam się o to upomni. Dlatego czasem mamy ochotę na określone jedzenie. To bardzo ciekawa teoria, szczególnie, że o ile wiem, M. jest bardziej zwolennikiem farmakologicznych niż babcinych sposobów na choroby. 

Ja łykałam witaminy podczas obu ciąż i od czasu do czasu stosuję je nadal, ponieważ karmię piersią. Biorę je, bo moja dieta jest dość uboga. Nie mam jednak złudzeń, że to co robię jest najlepszym rozwiązaniem, raczej uważam to za pójście na skróty. Ważne jednak było dla mnie zażywanie kwasu foliowego i to jeszcze przed zajściem w ciążę.

Córkom suplementujemy witaminę D (w okresie niemowlęcym także i K zgodnie z zaleceniami). Z góry dziękuję za rady typu "wytwórz im naturalną witaminę D poprzez przebywanie na słońcu" - moje dzieci chronię przed słońcem, o czym pisałam już dawno TU

H. (odkąd zaczęła chodzić do przedszkola, a co za tym idzie więcej chorować) oprócz wspomagającej odporność witaminy D, podajemy witaminę C połączoną z miodem.


Podsumowując kwestię suplementów - umiar i zdrowy rozsądek  jak zwykle najlepszy.

PS Ten post (jak i każdy inny) NIE JEST sponsorowany przez firmę farmaceutyczną. 
Ale to chyba dość czytelne...

3 komentarze:

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!