poniedziałek, 11 lutego 2013

Bal Lekarza, czyli koniec karnawału

Czas: styczniowy wieczór
Miejsce: sypialnia A.M.H  (E. wstęp wzbroniony)


M. - Ej, A. Może byśmy się wybrali na Bal Lekarza?
A. - Co?!
H. - bulp [ulewa]
Głos z offu (dokładnie nie wiadomo do kogo należy) - Możesz to wytrzeć, bo wsiąknie?
A. - To ja ci od sześciu lat truję głowę, żebyśmy poszli, a ty mi teraz proponujesz? Teraz, kiedy donosiłam i urodziłam H. i nie mieszczę się w żadną z moich sukienek? TERAZ?!
M. - ... (nerwowo szuka w myślach innego tematu, nie znajduje, milknie)
H. - hehe!





Nie muszę chyba dodawać, że nie poszliśmy ani na ten bal, ani na żaden inny? Ale może to i lepiej, bo pewnie wieczór wyglądałby jak ten tu ... 

2 komentarze:

  1. Z pewnością jeszcze nie jeden taki bal przed Wami :-) Nie ma czego żałować...
    Jeśli miało by to wyglądać jak u " BACHORA" /niesamowite:-)i jakie prawdziwe:-)/ to lepiej zostać w domku...
    Ach... skąd ja to znam:-)
    -A.O-

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!