Mało kto wie, że M. zajmował się przez parę miesięcy sparaliżowanym od szyi w dół mężczyzną. Był jego jedynym opiekunem - dziennym i nocnym - opiekował się nim kompleksowo. Czego się nauczył przez ten czas? W poprzednim poście wspomniałam o osobach, które zajmują się opieką nad osobami chorymi.
Sytuacja nr 1
Drzwi otwiera uśmiechnięty młody człowiek. Od progu czuć świeżo przygotowany obiad. Mieszkanie wysprzątane. A w jednym z pokoi mama lokatora - poważnie i nieuleczalnie chora. Ale bez odleżyn, czysta, jednym słowem: zadbana. Chłopak nie narzeka - mówi, że chce skończyć szkołę. Są we dwójkę, mają tylko siebie.*
Sytuacja nr 2
Na co dzień urzędnik na kierowniczym stanowisku. Dla podwładnych konkretny, stanowczy, żeby nie powiedzieć: oschły. Dopiero po kilku tygodniach dowiadujemy się, że po pracy jedzie na drugi etat - zajmuje się schorowaną, "leżącą" teściową. Wykonuje przy niej wszystkie niezbędne czynności - wyręczając przy tym żonę, która ma na głowie jeszcze dom i dzieci. Ale wspólnie dają radę.*
Z pozoru zwykła rodzina mieszkająca w bloku z wielkiej płyty. Tylko, że tata ma stwardnienie rozsiane i już nie potrafi sam chodzić. Syn jest niepełnosprawny umysłowo i ruchowo. Matka i córka wszystkim się zajmują. Cała czwórka nie traci pogody ducha - są pełni wiary i optymizmu. Jakoś muszą sobie przecież poradzić.*
Opiekujący się chorymi, przezwyciężający braki finansowe, fizyczny ból i psychiczne zmęczenie cisi bohaterowie są wśród nas. Dla nich - ode mnie i M. - szacunek.
Św. Agnieszka Przemyślidka opiekująca się chorym, 1482 * - dane opisanych tu osób i zdarzeń zostały zmienione, by nie naruszyć niczyjej prywatności |
Dokladnie tcy ludzie to skarb na ziemi:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam ich.
UsuńA.
Też mam wśród bliskich znajomych osobę chorą na stwardnienie rozsiane, która opiekuje się starszą, schorowana mamą. Ten chłopak ma taką pogodę ducha i taką chęć życia...niesamowite! Szacunek i podziw!
OdpowiedzUsuńJ.
Ta choroba - SM - napawa mnie lękiem, ale i taką "ciekawością", jak zresztą wszystkie choroby neurologiczne...
UsuńA.
Też zawsze jestem pełna podziwu dla takich Ludzi. Podziwu i szacunku. Tym bardziej że mam porównanie z tymi innymi co to udają że nie widzą i chyba w końcu przestają wiedzieć...
OdpowiedzUsuńNo, ty z racji wykonywanego zawodu, a właściwie raczej specjalizacji, masz nieustanny kontakt z rodzinami nieuleczalnie chorych... To duże obciążenie... Ja podziwiam też ciebie.
UsuńA.
Podziwiam chłopaka z sytuacji nr 1. Był w mieszkaniu sam, nie potrafię sobie wyobrazić go bez pomocy rodziny.
OdpowiedzUsuńTa chora osoba już nie żyje. Nie mamy kontaktu z tym chłopakiem, ale mam nadzieję, że u niego wszystko dobrze.
UsuńA.