niedziela, 29 marca 2015

Ratunku - pomocy, czyli pierwsza pomoc przedmedyczna

"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" pisała poetka i to zdanie jak ulał pasuje do sytuacji, w których zagrożone jest czyjeś życie lub zdrowie. 

W ostatnim czasie zdarzyło mi się być na dwóch szkoleniach z udzielania pierwszej pomocy - prywatnie na warsztatach dotyczących ratowania dzieci i służbowo na ćwiczeniach związanych z bezpieczeństwem w pracy. 

Wnioski z obu spotkań są podobne:

Po pierwsze nie ma co udawać, że nas to nie dotyczy. Prędzej czy później ktoś w naszym towarzystwie będzie potrzebował pomocy. Może to będzie obca osoba, a może ktoś nam bliski. O ile krewniakowi na pewno będziemy chcieli pomóc (a możliwe, że nie będziemy wiedzieli jak), to w przypadku bycia świadkiem lub sprawcą nieszczęścia, pomóc będziemy musieli. Obowiązek udzielania pomocy przedmedycznej reguluje prawo. W Polsce, konsekwencje prawne za zaniechanie takiej pomocy przewiduje art. 162 kk:

§1. Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Po drugie "praktyka czyni mistrza". Można na własną rękę poznać zasady pierwszej pomocy, ale nic nie zastąpi ćwiczeń. To właśnie próbując RKO (resuscytacji krążeniowo-oddechowej) na fantomie dowiedziałam się, że masaż serca jest łatwiejszy do nauczenia niż sztuczne oddychanie metodą usta-usta (a byłam przekonana, że na odwrót). Poza tym warto na takie kursy jeździć cyklicznie. Nie tylko dlatego, że zasady ratowania co parę lat są zmieniane (udoskonalane po badaniach), ale też dlatego, że nie robiąc czegoś na co dzień, po prostu się zapomina.

Po trzecie w sytuacji wypadku zdecydowana większość z nas panikuje i jak się okazało po szkoleniach, dotyczy to także ratowników. Obydwaj przyznali, że bali się, gdy ich dzieci znalazły się w niebezpieczeństwie. Tyle, że oni znali zasady postępowania i ich użyli. Jeśli my nie będziemy tych zasad znać, a potem regularnie ich sobie przypominać, to nasz strach może się odbić na życiu lub zdrowiu naszych najbliższych.

Nam także zdarzyło się zadrżeć o zdrowie naszej H. Jestem z tych mamuś, które mają ciągłą potrzebę posiadania swojego dziecka w zasięgu wzroku. Być może to dlatego, że mam bujną wyobraźnię i widząc basen w ogrodzie nie potrafię siedzieć spokojnie przy kawie, bo przed oczyma staje mi obraz unoszącego się na wodzie ciała... A może dlatego, że kiedyś ktoś zwrócił się do M. z prośbą o interwencję po wypadku dziecka i bardzo to przeżyłam. Zresztą do dziś na wieść o tym, że jakiemuś dziecku zdarzyła się krzywda nie znajduję słów pociechy, które wydawały by mi się odpowiednie. Uważam, że wypadki dzieci zdarzają się z nieuwagi rodziców i pretensje można mieć tylko do nich. Liczenie na to, że ktoś inny nam pomoże i obwinianie wszystkich poza sobą jest nieodpowiedzialne. 

Kiedyś w nocy H. potrzebowała pomocy, a M. był na dyżurze i nie mogłam się do niego dodzwonić. Zaskoczyło mnie wtedy jak wielki, paraliżujący strach mnie ogarnął. Wydawało mi się, że będę działać logicznie, wręcz mechanicznie. Tymczasem pogrążyłam się w panice. Kiedy już wreszcie udało mi się dodzwonić do M. wspólnie wezwaliśmy pogotowie. Dziś już wiem, jak mogłam wtedy, czekając na ekipę ratowniczą,  H. pomóc. Co prawda na naszej lodówce wisiała ulotka z podstawowymi zasadami pierwszej pomocy u dzieci (wydała ją znana firma kosmetyczna, a znajdowała się w pudełku, które dostaje się w szpitalu - warto tam zajrzeć, a nie tylko kręcić nosem na marketingowe chwyty firm czyhających na młodych rodziców), ale tego przypadku tam nie było. Dlatego zaopatrzyłam się niedawno w bardzo poręczny i świetnie wydany (na sztywnych kartach w formie kołonotatnika) poradnik "Pierwsza pomoc dla dzieci i niemowląt" napisany przez ratownika Mikołaja Łaskiego.
Wydawnictwo Sierra Madre www.sierramadre.pl

Podkreślam jednak jeszcze raz: żaden poradnik, ulotka, ratownik czy lekarz nie pomogą, jeśli sami nie będziemy ćwiczyć pierwszej pomocy przedmedycznej.  


PS Post ten dedykuję wszystkim znajomym i nieznajomym ratownikom medycznym i lekarzom ratującym życie i zdrowie w Pogotowiu ratunkowym i w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym - jesteście wielcy!!!

5 komentarzy:

  1. Chciałabym, żeby we wszystkich szkołach, uczelniach i miejscach pracy kurs pierwszej pomocy był do zaliczenia w ramach bhp. Nie jakaś proforma, dwa zdania teorii, ale ćwiczenia praktyczne i zaliczenie. I żeby pojawiło się więcej defibrylatorów AED w miejscach publicznych, no, ale do tego niestety raczej potrzebny jest spełniony pierwszy warunek.
    Słyszałam różne historię, sama też miałam takie doświadczenia - w stresie ludzie czasem reagują zupełnie absurdalnie, np. koleżanka zamiast na pogotowie, dzwoni do swojej mamy i płacze, że tata zasłabł i nie wie, co robić. Dlatego właśnie tak ważne jest wtłoczenie sobie do głowy algorytmu postępowania, tych najbanalniejszych czynności, które pozwalają odnaleźć się w sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram!
      I dziękuję za komentarz :)
      A.

      Usuń
  2. Świetny wpis. Zgadzam się z Tobą w 100%, praktyka to podstawa. Również mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie miało styczność z kursami i możliwością "nauczenia się" całego postępowania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Również się zgadzam z Agnieszką praktyka to podstawa!

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!