wtorek, 10 marca 2015

Rozgoryczenie, czyli jak się w Polsce (nie) robi drugiej specjalizacji

Tak - jestem rozgoryczona. Zła na system, szpitale i ... lekarzy. 

Tytułem wstępu: dwa razy w roku (wiosną i jesienią) odbywają się podejścia do otworzenia specjalizacji medycznej. W każdej sesji przyznawane są miejsca rezydenckie (etat, za który płaci Ministerstwo Pracy) i pozarezydenckie. Mogą się o nie starać młodzi lekarze po stażu podyplomowym, a także medycy, którzy już posiadają specjalizację. W każdej sesji jest ograniczona liczba miejsc, na którą dostają się najlepiej zdający Państwowy Egzamin Lekarski lub Państwowy Egzamin Specjalizacyjny. Np. jesienią zeszłego roku w naszym województwie przyznano jedno miejsce specjalizacyjne z urologii, a chętnych było siedmiu. Zdarza się także, że na jakąś specjalizację w ogóle nie ma miejsc. Plusem jest to, że do postępowania specjalizacyjnego można podchodzić wielokrotnie. Utrudnieniem: obowiązek znalezienia we własnym zakresie miejsca szkoleniowego, gdzie tę specjalizację będzie można odbywać, czyli miejsca pracy.

Niektórzy wiedzą, że M. od początku kariery zawodowej marzył o specjalizacji z kardiologii. Zrobił najpierw choroby wewnętrzne, bo uważał, że lepiej mieć solidne podstawy, a dopiero potem zająć się szczegółami. Niektórzy też już wiedzą, że na razie nie udało mu się otworzyć drugiej specjalizacji, choć złożył CV w różne miejsca:

1. Szpital akademicki w mieście Z. Szpital legenda. Profesorowie, szychy, tuzy medycyny. I sekretarka (o, pardon - asystentka) zapewniająca M. o tym, że "pana CV leży na samym wierzchu u szefa", a także "zadzwonimy za tydzień", a potem "za dwa dni na pewno się z panem skontaktujemy". Także ten tego - klasyczne "zadzwonimy do pana". Nie muszę chyba dodawać, iż termin złożenia papierów do postępowania kwalifikacyjnego na specjalizację minął, a oni się nie odezwali?

2. Szpital prywatny w mieście R. Szpital prywata. Chętnie zatrudnią od zaraz. Tyle, że na umowę cywilnoprawną. Problem składek, urlopu, praw pracowniczych, a do tego ogromna odpowiedzialność przed NFZ - urzędasowi coś się nie spodoba w twoim lekarskim postępowaniu - płać z własnej kieszeni. 

3. Szpital wojewódzki w mieście R. Szpital matka. M. oprócz pracy na oddziale wewnętrznym, dyżurów tam oraz na SOR-ze, dyżurował także dla oddziału kardiologii. Przez pięć lat brał najgorsze dyżury, często w dni, gdy nikt z pracowników oddziału nie mógł, a zdarzało się to zarówno w dni powszednie, weekendy i święta. Po takim dyżurze nie przysługiwał mu dzień wolny - zaiwaniał do swojej pracy, a potem często jeszcze do poradni. Jasne, że nie robił tego za darmo. Ale miał jakiś cel - tyrał na kardio, bo liczył na to, że ktoś go tam zapamięta i w odpowiednim czasie to wykorzysta. Tymczasem jego podanie o pracę (do nowej dyrektorki - M. ma pecha i w kluczowych momentach jego kariery zmienia się zarząd szpitala) spotkało się z propozycją... wolontariatu. Hello! Wolontariat?! Mówimy o studencie, który szuka doświadczenia zawodowego, czy może o poważnym panu doktorze z małym dzieckiem, nieporadną żoną i wielkim kredytem? Co najdziwniejsze, propozycje wolontariatu nie są wcale takie rzadkie w tym zawodzie. Znamy pewnego lekarza, który zdał test specjalizacyjny z drugim wynikiem w kraju (sic!) i nigdzie nie mógł znaleźć etatu - specjalizację otworzył na wolontariacie właśnie. 


No więc jestem rozgoryczona. Bo gdyby jeszcze M. był jakimś lekarzem od siedmiu boleści, leniuchem, zdał kiepsko egzamin specjalizacyjny, to może bym zrozumiała. Fakt - nie zrobił kariery naukowej - skupił się na zdobywaniu doświadczenia w szpitalu i poradni. I nie jest też z rodziny lekarskiej. Ale czy wszyscy nie grzmią, że w kraju brakuje specjalistów?! To jakiś absurd, że tak trudno jest tę specjalizację zrobić! Witamy w Polsce!  


Ale oczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. M. "odpocznie" w poradniach, podreperujemy budżet, a to, czego nauczy się słuchając ludzi w przychodni na pewno go wzbogaci. Za pół roku kolejna okazja do rozpoczęcia specjalizacji. Z kardiologią się nie żegnamy (w końcu to marzenie), ale przychylniej zaczynamy myśleć także o innych specjalizacjach. W sumie mój ex-ginekolog wyznał mi kiedyś, że tak naprawdę chciał zostać ortopedą... 


5 komentarzy:

  1. Świetną, choć smutną odpowiedzią na Twojego posta jest zamieszczony na netmedia.pl artykuł o drugiej fali emigracji, bo jak tu nie wyjechać w takich okolicznościach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno netmedia.pl? Chętnie bym poczytała, ale wyskakuje mi portal o branży IT.
      A.

      Usuń
  2. już jestem wystarczająco zniechęcona, a tutaj widzę problemy z specką dotyczą wszystkich lekarzy doświadczonych i niedoświadczonych. Czasem dają więcej miejsc na specjalizację niż taka jest możliwość ośrodków. Albo atmosfera praca zniechęca. Bo o braku miejsc na rezydentury wiadomo od dawna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem młodą lekarką przed zdaniem we wrześniu LEK- Lekarskiego Egzaminu Końcowego i młodą żoną młodego lekarza tuż przed rozpoczęciem specjalizacji i potwierdzam, że dokładnie tak to wygląda nawet jeśli się chce rozpocząć swoją pierwszą speckę, a jest to np. urologia czy dermatologia (mąż marzył o pierwszej ja o tej drugiej) ... Nie jesteśmy z rodzin lekarskich a nie stać nas na wolontariat... Założyliśmy rodzinę, planujemy na najbliższą przyszłość dziecko i kredyt na mieszkanie i opcja pracy za darmo nie wchodzi w grę... Bądźmy poważni... Jesteśmy prawie 30 letnimi ludźmi, nie będą nas utrzymywać rodzice... Dlatego mąż zdecydował się na anestezjologię a ja myślę o pediatrii. Mam jeszcze staż na rozmyślania :) Pozdrawiam i łączę się w bólu w całkowitym zrozumieniu :) Ania J-N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem odkładamy na bok zawodowe marzenia, by móc funkcjonować w rzeczywistości :( Mimo wszystko trzymam kciuki za ich spełnienie! Również serdecznie pozdrawiam! :D
      A.

      Usuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!