piątek, 28 października 2016

"Góra Tajget", czyli o krytyce lekarzy

Mam problem z tą książką. Długo odsuwałam jej lekturę. Utożsamiam się z wyrażonym w niej paraliżującym lękiem o dzieci, a jednocześnie nie zgadzam z ukazaniem wyłącznie ciemnej strony medycyny.


http://www.wielkalitera.pl/ksiazki/id,116/gora-tajget

"Góra Tajget" Anny Dziewit-Meller to zbiór kilku opowieści, które składają się w historię zbrodni nazistowskich lekarzy. W ramach akcji T4, w imię "rozwoju medycyny", zamiast leczyć, fundowali najsłabszym - dzieciom i osobom chorym, niepełnosprawnym - ból, a w końcu i śmierć. Wydarzenia z lat drugiej wojny światowej odkrywa współczesny nam bohater - Sebastian - który doświadcza ogromu emocji związanych z narodzinami córki. Już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się o niekompetentnym ginekologu, niepotrzebnej cesarce, obojętnych pielęgniarkach i "tradycyjnie" porzuconej przez "niesłyszące niczego położne ukryte dobrze w swojej kanciapie (...)" biednej matce - żonie Sebastiana. Owszem, jestem szczególnie wrażliwa, żeby nie powiedzieć przewrażliwiona, na punkcie krytykowania środowiska lekarskiego (wiadomo z jakich powodów). Ale gdy przeczytałam o "źle założonych wenflonach", coś we mnie pękło. Nawet wenflony były źle założone?! Więc to będzie TAKA książka? Stek niekończących się żalów na służbę zdrowia? Sorry, ale jak chcę się pomaltretować (na szczęście ostatnio mam na to za mało czasu), to czytam komentarze internautów pod każdym artykułem o środowisku medycznym. Wiem więc, że z takim przedstawieniem sytuacji w polskiej służbie zdrowia zgodzi się większość Polaków. Ba! Nawet mu przyklaśnie.

Niesmak towarzyszył mi więc przez całą lekturę książki, aż dotarłam do posłowia autorki. Odkrywa w nim, że pochodzi z rodziny lekarskiej i wyjaśnia, że "Być może z niezgody na postawienie medycyny po stronie mroku zrodziła się ta powieść". Szkoda, że posłowie nie było przedmową, bo odebrałabym "Górę Tajget" zupełnie inaczej. 

Oczywiście książkę warto przeczytać, nie tyle z literackich względów, co z uwagi na pamięć o, często bezimiennych, ofiarach "postępu medycyny". Ten temat jest mi szczególnie bliski - w moim mieście znajduje się szpital psychiatryczny o momentami też strasznej i niewygodnej historii.  

A jeśli chodzi o strach o moje dzieci, to już kiedyś o tym pisałam na blogu (TU) i towarzyszy mi on nadal, ale staram się o nim dużo mówić, żeby go oswoić. Choć wiem, że to tak naprawdę niemożliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!