Ale wstyd!!!
H. boi się lekarzy. No, żeby córka pana doktora wpadała w panikę na widok białego kitla? I nie mówię tu o lekkim dystansie, niechęci, czy nawet odrazie. Mam na myśli spazmy, wrzaski i ataki furii.
Do ukończenia przez H. pierwszego roku życia odwiedzaliśmy różnego rodzajów specjalistów, ale raczej w celu konsultacji. Na szczęście poważne choroby nas ominęły. Powiedziałabym, że wizyt było trochę powyżej średniej, którą obliczyłam sobie obserwując znajomych rodziców z małymi dziećmi. Natomiast po roczku zaczęły się intensywniejsze kontakty z innymi dziećmi, a co za tym idzie wymiana bakterii i wirusów. Pojawiły się lekkie przeziębienia, które w myśl zasady, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, czasem wymagały osłuchania przez pediatrę. I to owe trzy zaledwie wizyty spowodowały wrogość H. do medyków. A nasza pani pediatra się tak starała: delikatnie badała, przemawiała, zabawki pokazywała... Nawet naklejkę podarowała:
Cóż, wiele można o H. powiedzieć, ale na pewno nie zasługuje na miano "dzielnego pacjenta". Wiem, że u dorosłych zaobserwowano "syndrom białego fartucha" objawiający się wzrostem ciśnienia na widok lekarza, ale żeby dziecko już na wstępie się zraziło?
Postanowiliśmy działać. Kupiliśmy zestaw "Poznaj swojego wroga", czyli komplet przyborów lekarskich i jazda: osłuchujemy H. i siebie nawzajem, robimy zastrzyki lalom, badamy przewody uszne misiom, mierzymy ciśnienie kotu... Innymi słowy: bawimy się w lekarza i proszę mi tu bez zbędnych skojarzeń.
Trzymajcie kciuki, choć mam nadzieję, że okazja do przetestowania skuteczności metody szybko się nie pojawi!
Martynie pomogło ;)
OdpowiedzUsuńI ja na to liczę :D
UsuńA.
U nas lekarz też już oswojony http://www.podrozehani.blogspot.com/2013/01/hania-lekarz.html ;)
OdpowiedzUsuńBoskie! Uśmiech mi z twarzy nie schodził - co za kompetentna pani doktor, a jaki kooperujący pacjent - no, M. byłby zachwycony! ;)
UsuńSzkoda tylko, że puenta taka smutna - okazało się, że to wizyta prywatna :P
A.
Bogusia jak na razie mi problemów nie robi ani w czasie szczepień ani innych wizyt u lekarza. Jest spokojna, skupiona, zainteresowana i współpracująca. No wzorowy pacjent! Chyba ma to po mnie. Oby tak dalej. Mam nadzieję, że jej się nic nagle nie poprzestawia i dalej będzie takim dzielnym pacjentem ;) Zaznaczyć też trzeba, że w sumie nie odwiedza przychodni często. Choć od kiedy jest w Widzi Misiach codziennie z dziećmi to już ze 2 albo i 3 katarki zaliczyła, ale obywamy się bez wizyt lekarskich. Dopiero jakby się to rozwinęło w coś poważniejszego to wtedy.
OdpowiedzUsuńTo świetnie, tak trzymać! :)
UsuńA.
U nas dokładnie to samo. Mały widząc swojego doktora dziadka, mimo tego, że to niezwykle sympatyczny człowiek, wpada w popłoch i zaczyna panicznie płakać. Każde osłuchanie, zajrzenie do gardła odbywa się na moich rękach, inaczej nie da rady. Ten zestaw to dobry pomysł. My chyba też spróbujemy :)
OdpowiedzUsuńPolecam - H. już nawet naszych gości zaczyna osłuchiwać ;)
UsuńA.
Trzymam kciuki, żeby ta metoda pomogła, bo sposób fajny ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki, a przy okazji witam i pozdrawiam! :)
UsuńA.
Powodzenia :) Z naszym Synkiem się nie udało niestety... Tak jak nam pozwoli się osłuchać, opukać, pozwoli zbadać brzuszek i zaglądnąć do gardła to innym nigdy ;) Jest i płacz i szarpanie, wycie, uciekanie, zatrzymywanie powietrza i szeroko pojęte unikanie kontaktu - z naszej strony wstyd, ale co robić? ;)
OdpowiedzUsuńFajny edukacyjny blog :)
Ojojoj... To pierwszy sygnał, że nasz podstępny plan może nie wypalić! Ale na razie nie dajemy za wygraną :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, pozdrawiam!
A.