Dobiegł końca podobno najsmutniejszy, najbardziej depresyjny i obfitujący w samobójstwa miesiąc w roku. W dodatku arktyczny wiatr przypomina, że lada moment "winter is comming". A ja wbrew aurze skrobię bardzo słoneczny post.
Nigdy nie wybiegałam myślami za bardzo w przyszłość. Nie wyobrażałam sobie swojego ślubu, nie zastanawiałam się jak to będzie mieć dziecko, a kłopoty starałam się odsuwać w czasie zgodnie z maksymą Scarlett O'Hara "Nie chcę o tym teraz myśleć. Pomyślę o tym jutro". Ale uwielbiam marzyć i często to robię - w przeciwieństwie do mojego twardo stąpającego po ziemi męża. Moje marzenia dotyczą teraźniejszości, ale mam taki jeden, stale powracający i dotyczący przyszłości, obraz w głowie: idę z moją córką, na oko 4-5 letnią, drogą w stronę domu (hotelu?), jest lato, jesteśmy w jakimś ciepłym kraju, wracamy znad morza, w rękach niesiemy ręczniki, foremki, materace i tysiąc innych drobiazgów niezbędnych na plaży, a nasze włosy, jeszcze odrobinę mokre po kąpieli, lśnią w promieniach zachodzącego słońca.
Zastanawiacie się, dlaczego uraczyłam was tym kiczowatym obrazkiem? Bo to o włosy tu chodzi. Bowiem moja córka w tym marzeniu ma rude włoski.
Przyznam szczerze i otwarcie: uwielbiam rude włosy. U mężczyzn i kobiet. Kocham też piegi, pieguski - wszystkie te małe pocałunki słońca. Idealna, alabastrowa skóra? Nuuuda! Uważam, że to dzięki "niedoskonałościom" jesteśmy piękni. Dlatego tak strasznie mnie denerwuje, gdy słyszę "rudy to fałszywy/złośliwy/chytry". Zastanawiam się, czy nadal żyjemy w średniowieczu? Czy bycie wyjątkowym (rude włosy ma zaledwie 1-2 % światowej populacji) nadal skazuje na wytykanie palcami? Czy ludzie nadal wierzą w to, że wygląd, kolor skóry, wyznanie, narodowość, orientacja seksualna wpływają na określone - stereotypowe - cechy charakteru?
M. też lubi rude. Niestety. Niestety, bo moja fryzjerka mimo moich nieśmiałych prób namówienia jej na złocisty odcień, z całą stanowczością odpowiada, że przy moim "chłodnym" typie urody, miedziany to byłaby katastrofa.
H. nie ma rudych włosów. Urodziła się z ciemnoblond, potem przez parę tygodni wydawało się, że będzie rudziaszkiem (tak ją wtedy nazywaliśmy), ale obecnie ma bardzo jasne. Tylko czasem, jak słońce odpowiednio zaświeci, pojawiają się złote refleksy. Zobaczymy, co będzie dalej...
A kto chce się dowiedzieć, skąd się biorą rude włosy zapraszam tutaj.
Też lubię rudy kolor, ale myślę, że moim atutem jest to że jestem piegowatą brunetką, dlatego o takim kolorze moich włosów nigdy nie myślałam. No i też wydaje mi się, że Ty byś się w rudym nie prezentowała dobrze, no ale póki nie spróbujesz nie będziesz pewna :)
OdpowiedzUsuńTęż tak myślę i raczej się w najbliższym czasie nie zdecyduję na taką metamorfozę :)
UsuńA.
A w mojej rodzinie same rudzielce, ja, moje siostry, moje małe siostrzenice i zapewne przyszłe pokolenia! Teraz jestem z tego faktu bardzo zadowolona, jednak w gimnazjum nie miałam lekko :/
OdpowiedzUsuńZawyżacie średnią ;)
UsuńNie jest łatwo, nie jestem ruda, ale coś o tym wiem...
A.
A ja już od dłuższego czasu poważnie rozważam przefarbowanie się na rudy, taki fest intensywny :) Ale odwagi nie mam, no i te odrosty... :( Pozdro! J.
OdpowiedzUsuńJH jeśli to ty, to jestem ciekawa zmiany, choć lubię cię w aktualnym, naturalnym "look'u" :)
UsuńA.
I ja jestem marzycielką. A i rudy mi się bardzo podoba ;-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA.
Jestem ruda, naturalnie. I mogę potwierdzić wszystko, o czym piszesz. Dopiero kilka lat temu (nieco przed moją trzydziestką) ludzie, przeważnie młodzi, przestali krzyczeć za mną na ulicy "ej, ruda!". Do tamtej pory miałam wrażenie, jakby kolor moich włosów działał na ludzi jak płachta na byka. Dzieciństwo - przechlapane, wymagało odporności. Młodość - byłam traktowana jak egzotyczne zwierzę. Dziś jestem zadowolona z koloru włosów, piegów, jasnej skóry, zwyczajnie się sobie podobam. Ale wiem też, że ludzie mają kłopot z najlżejszą odmianą inności. Notabene, już od starożytności rudy był kolorem zdrajców, fałszerzy i kłamców. Judasz bywał rudy... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie autorkę pięknego bloga o książkach :) To dla mnie zaszczyt :)
UsuńDobrze, że z czasem dojrzewamy do "samoakceptacji", ale ile nas to kosztuje w dzieciństwie i młodości...Ech.
Również pozdrawiam!
A.