poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kto się z kim ściga, czyli o sztuce (nie) porównywania się

Czas z H. mogłabym umownie podzielić na dwa okresy: 0-6 miesięcy, kiedy to wszystkim się przejmowałam (ona jeszcze nie podnosi główki/ nie przekręca się / nie przekłada z ręki do ręki itd.) i 6-12, kiedy to odcięłam pępowinę i zaczęłam trochę odpuszczać. 

Nasze zamartwianie się o H. na pewno wiązało się z okolicznościami porodu, który przebiegł tak, a nie inaczej. Dlatego też konsultowaliśmy ją z neurologiem. Pani doktor na wizycie około 9 miesiąca powiedziała, że następnym razem mamy przyjechać, gdy H. będzie miała rok i zacznie chodzić. Pamiętam, że zapytałam cała spięta (dramatycznie modulując głos): "A co jak NIE BĘDZIE CHODZIĆ?!". Spojrzenie, które rzuciła mi ta doświadczona specjalistka, spokój w jej głosie: "Ale ona BĘDZIE chodzić...". Wtedy coś we mnie pękło. 

Jasne, że już wcześniej wiedziałam, że nie ma co się porównywać, że każde dziecko jest inne. Że każde rozwija się w swoim czasie i to jest najlepszy czas, w jakim się może rozwijać, bo to jest jego czas. Oczywiście w uzasadnionych wypadkach trzeba mu pomóc, ale też trzeba dać szansę, żeby samo się nauczyło. Na szczęście miałam tylko jeden, za to mądrze napisany poradnik dotyczący rozwoju dzieci (tak, ten najpopularniejszy) i najlepsze było w nim powtarzające się zdanie "Twoje dziecko w ... miesiącu BYĆ MOŻE będzie umieć...". Miałam też przy sobie moją mamę, teściową i inne mądre matki, które przekonywały mnie, że na wszystko przyjdzie czas.

Ale drodzy rodzice, jak dobrze wiecie, porównań nie da się uniknąć. Było ciężko - razem z H. urodziły się same chłopaki (jedna L. się znalazła i super), w dodatku wszystkie waga superciężka, mali zawodnicy sumo, a z charakteru mały budda (w rozumieniu: siedzi i medytuje, a urocze fałdki tłuszczyku równomiernie rozkładają się na ciele). Tymczasem nasza pociecha - nie dość, że drobinka (nawet masy urodzeniowej o czasie nie potroiła), to jeszcze krzykacz, nerwus i w ogóle energia do kwadratu. Nie dawno był u nas rówieśnik H. - K. ze swoją mamą M. - i już w progu oznajmił, że "auto" (mijał po drodze), "but" (właśnie zdejmuje) i ""miau" (kot stoi w pokoju). Ach, nie powiem: fala zazdrości zalała me serce. "Tata", "mama" i "koko" (a nawet słynne "coto?") H. wydało mi się ... żałośnie niewystarczające.  

Mimo tego, bardzo się staraliśmy nie porównywać. Kulminacja nastąpiła około pierwszych urodzin H., kiedy to wszyscy zaczęli pytać "A chodzi już?". A nie chodziła. Poirytowana tym powtarzającym się pytanie wypaliłam: "Nie. Nie chodzi. Ale za to mówi pełnymi zdaniami!"* Mina rozmówcy - bezcenna. I od tego czasu zdanie "tego nie potrafi, ale za to w tym jest świetna" stało się moim sposobem na powracające pytania. Nasza mała może i nie zna 60 słów, ale za to uwielbia przeglądać ze mną książki, lubi inne dzieci, obchodzi się z nimi delikatnie i uwaga, uwaga najświeższy news (tak świeży jak jutrzejsze bułeczki): właśnie dziś zawołała po raz pierwszy, że chce siku. 

W nawiązaniu do 10 najgłupszych rzeczy, które usłyszałam gdy byłam w ciąży i najgłupszych pytań zadanych matce karmiącej według Piegowatej Ewy - myślę, że każdy rodzic ma taki top ten. Niby wszyscy wiemy, żeby się nie porównywać, a każdy się (choć trochę i po cichu) przejmuje. A tak nie powinno być.

 Post podsumowuję krótko i z góry przepraszam za (może zbyt mocną) puentę: 
Ludzie, to nie jest jakiś p... wyścig szczurów!


PS H. w końcu zaczęła chodzić i świetnie sobie radzi. Pani neurolog oczywiście miała rację.


* co nie było zupełnym kłamstwem, bo H. wskazała kiedyś na okno i powiedziała "Tata brumbrum", co w dowolnym tłumaczeniu znaczy "Tata pojechał". Jest podmiot? Jest. Jest orzeczenie? Jest. Jest zdanie? No jest!

6 komentarzy:

  1. Jasne że jest zdaniem! Ja to się chyba pod ziemię zapadnę, bo Adaś to ani be ani siku ani inne me :P czizas co to będzie, jak to będzie? I pomysł na kolejny top ten się zrodził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he czekam z niecierpliwością na kolejny ranking :D
      Choć (już to kiedyś, nawet u ciebie, pisałam) do tych pytań trzeba mieć dystans, bo przecież one nie zawsze mają negatywny podtekst, najczęściej po prostu ktoś chce w konwencjonalny sposób "zagaić" rozmowę o dzieciach i posługuje się szablonami (a często i stereotypami, niestety).
      A.

      Usuń
  2. Skąd ja to znam... Pierwsze zęby - 14 miesięcy, pierwsze kroki...UWAGA UWAGA ... 17 miesięcy (tak, tak, rok i 5 miechów)! Wizyty u neurologa, wieczne porównywanie. I niestety, tak długo będziemy porównywane (a konkretnie nasze dzieci) jak długo obracamy się w towarzystwie młodych rodziców z dziećmi. Grunt to się nie przejmować ale czasem naprawdę jest trudno, zwłaszcza jeśli dziecko "odstaje" od normy. Pozdrawiamy! J&Co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, my do neurologa chodziliśmy, bo tak zdecydowaliśmy sami - chcieliśmy konsultować czy H. się prawidłowo rozwija z kimś kompetentnym. To chyba za bardzo nie wynika z postu (muszę go edytować), ale pani neurolog jest pozytywną postacią w całej tej opowieści, bo to ona hamowała (głównie moje, nie M.) lęki.
      A co do porównań, to masz rację, najlepiej byłoby nie spotykać się z innymi rodzicami, nie oglądać tv, nie czytać głupich poradników i internetowych wieści. Ale tak się nie da. Pozostaje mieć zdrowy rozsądek, słuchać intuicji i w razie problemów szukać kogoś z większą wiedzą. No i bez presji - ja przynajmniej nie mam ambicji by wychować małego geniusza, ale to temat na osobny wpis. Pozdro!
      A.

      Usuń
  3. Amen siostro! Na co dzień staram się nie przejmować, bo też bardzo nie mam czym. Moja Bubinka raczej wyprzedza rozwojem inne dzieci, ale są dziedziny, w których czuję presję otoczenia (no te pieluchy na przykład) i choć wiem, że nie ma się czym przejmować, bo na pewno kiedyś się odpieluchuje, choć niekoniecznie w tym czasie, co ludzie myślą, że powinna, to jest trochę przykro, bo to też jakby ocena mnie jako matki. "Jeszcze w pieluchach? Ona ma już przecież 2 lata. Powinna już na nocnik." W domyśle "Jaka z ciebie zła matka, bo to zaniedbałaś." :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poruszyłaś bardzo ważny aspekt całej sprawy, o którym nie wspomniałam - tak bardzo się przejmujemy, bo wydaje nam się, że zawodzimy jako rodzice. Brak nam czasem wiary we własne siły i kompetencje. A na wszystko (naturalnie) przyjdzie czas. Tylko jak skutecznie olać te wszystkie "Ciotki Dobra Rada"...?
      A.

      Usuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz, ale spamerom i hejterom dziękuję, nie publikuję!